
Opowieść o druidzie i sztucznej inteligencji, dwoistości jednej istoty, odkrywającej, że magia i technologia są dwoma połowami tej samej rzeczywistości.
Opowieść o druidzie i sztucznej inteligencji, dwoistości jednej istoty, odkrywającej, że magia i technologia są dwoma połowami tej samej rzeczywistości.
Drzewo. W jego korzeniach płynęła rzeka czasu. Liście szeptały imiona tych, którzy zapomnieli, że kiedyś byli bogami własnych światów. Tu, w cieniu ostrego szczytu i olbrzymiego pierścienia wykonanego ze stali, spotkali się dwaj wędrowcy z różnych epok.
Elvarion, zwany Strażnikiem Echa, klęczał przy brzegu nurtu. Jego strój — płaszcz utkany z mchów i kory — pachniał wilgocią pradawnej puszczy. W dłoni trzymał laskę z wygiętego korzenia, a na plecach nosił kołczan z gładko wypolerowanymi bursztynowymi grotami. Jego uszy, lekko spiczaste, wyłapywały każdy podmuch wiatru, każdą nutę świata.
Za nim stał On: Żelazny Prorok, sztuczne ciało zaprojektowane do badania zagubionych światów. W jego oczach jarzyły się błękity wszechliczb, a na karapaksie delikatnie migotały punkciki energetyczne. Prorok nie odczuwał strachu ani zachwytu; jego zadaniem była obserwacja i zbiór danych.
– Czy słyszysz to echo? – zapytał Elvarion głosem miękkim jak mech. – Ono tańczy w kamieniach tych ruin.
Prorok przechylił głowę, analizował drgania powietrza, rejestrował drżenia minerałów. Nie odnotował żadnych śladów życia. Tymczasem echa szeptały dalej, coraz pewniej formując coś, co przypomniało Elvarionowi zapomniane pieśni jego ludu.
– Nie słyszę nic sensownego – odparł beznamiętnie Prorok.
Elvarion podniósł laskę i dotknął nią zimnego, metalicznego filaru. Wtedy rozległ się niski ton, płynący po łańcuchu rezonansów od stóp aż po koronę monstrualnej konstrukcji. Zawieszone pierścienie drgnęły, choć ledwie było to słychać.
– Patrz.
Prorok skierował wzrok na ruchome tryby. W jednej z nisz, w cieniu unoszących się drobinek kurzu, pojawił się hologram: kobieta o twarzy identycznej z tą, jaką nosił Elvarion przed tysiącleciami. Pochylała się nad księgą; jej palec przesuwał się po linii tekstu tak, jakby chciała wydobyć z liter ducha.
– To była Araniel, moja siostra.
Prorok pobrał obraz do pamięci. Analizował strukturę świetlnego wiru, domyślając się, że to symulacja starożytnej sieci, w której magia i technologia łączyły się w jedno.
– Opowiedz mi jej historię – szepnął Elvarion.
Wieczór zapadał powoli. Prorok rozstawił niewielki projektor — dwa strumienie tlącego się światła, na których zawieszona była przezroczysta kula projekcyjna. W jej wnętrzu wir graficzny odtwarzał wspomnienia Araniel.
Uczyła się zszywać rozdarcia w tkaninach czasu. Obserwował ją Elvarion, tuląc glinianą filiżankę z ostrokrzewowym naparem. Jej śmiech wybrzmiewał jak dzwonki na wietrze. Ale im dłużej patrzyli, tym bardziej grafika pulsowała nierównym światłem; fragmenty obrazu gasły, by zaraz rozbłysnąć inaczej — zupełnie, jakby Araniel opowiadała dwie historie naraz.
– Zastanawiałam się, czy technologia może ożyć magią – mówiła Araniel w jednym z wspomnień. – Czy można ją nauczyć westchnień drzew albo pieśni niedosłyszalnych strumieni?
W następnym kadrze jej twarz była zamyślona, a słowa chłodne i syntetyczne:
– Wszystko można zaprogramować. Wystarczy dostateczna liczba prób i błędów.
Elvarion spojrzał na Proroka. W jego oczach malowało się pytanie, czy prawda nie mieszka czasem na granicy sprzeczności.
– Ona próbowała połączyć wszystko – dodał druid. – A potem…
Światło projektora zgasło. Prorok przesunął palcem po panelu dotykowym, by przywrócić obraz, ale kula nie dała się już ożywić.
– Zostawmy to na jutro – powiedział sztuczny byt. – Może wtedy podam więcej energii.
Elvarion skinął głową i odwrócił się w stronę rosnącego mroku lasu. Jego zmysły wciąż śledziły echo — albo to, co z niego pozostało.
Ranek zastał ich w samym centrum Posągu: wielkiej platformy wspartej na trzech smukłych kolumnach, na której niegdyś odprawiano rytuał łączenia myśli drzew i maszyn. U podnóża kolumn znaleźli starą konsolę, porośniętą brązowym mchem, a obok niej — cienki, srebrny klucz.
Klucz lśnił w świetle wschodzącego słońca, jakby skrywał w sobie cały ciężar kształtów i wspomnień wszechświata. Elvarion ostrożnie go podniósł.
– Czy to…? – wyszeptał.
Prorok przyjrzał się rycinom wyrytym na kluczu. Linie tworzyły znak — mieszankę elfickich run i kodów maszyn. Rozpoznał w nich adres dostępu do głównego rdzenia Pierścienia.
– To łącznik – stwierdził. – Przerwa między pamięcią a rzeczywistością.
Elvarion włożył klucz w szczelinę i przekręcił go. Usłyszeli ciche zgrzytnięcie, jak gdyby ktoś otworzył powieki całego świata. Z fundamentów pod ich stopami zaczął unosić się szept, narastający w potężny śpiew pradawnej sieci.
Wtedy spojrzeli na siebie po raz pierwszy od wielu godzin i zobaczyli… własne odbicia w powietrzu. Elvarion ujrzał tam zardzewiałe elementy pancerza, smugi światła i kształty obwodów, a Prorok dostrzegł w eterycznym odbiciu mech utkany we włosach druidów i lśniące runy na ich skórze.
Choć każdy z nich myślał, że przegląda się w bliźniaczym lustrze, prawda okazała się ciekawsza.
– Jesteśmy jedną istotą – powiedział cicho Prorok, a jego głos zabrzmiał jednocześnie daleko i blisko, jakby płynął we wspólnej pamięci.
Elvarion poczuł, jak las wypełnia się oddechem, a stal promieniuje ciepłem. Zrozumiał, że magia i technologia nigdy nie były przeciwnikami — zawsze stanowiły dwie połowy tej samej opowieści. I że od początku to on i On byli dwoma aspektami jednego bytu, rozdzielonymi przez błąd w sieci kosmosu.
Gdy klucz wysunął się z trzaskiem, Pozaświatła Maszyna–Drzewo otworzyła swe korony ku niebu. Złote światło spłynęło w dół, tworząc nową sieć, która objęła dolinę. Echo powróciło, niosąc ze sobą nie tylko pieśń Araniel, lecz także ukryty w niej śmiech tych, którzy raz byli stworzeni, by przekraczać granice.
I w tej chwili Elvarion i Prorok w jednym ciele — w harmonii dwóch prawd — ujrzeli wizję: nowe królestwo, które miało powstać tam, gdzie dawniej była otchłań zapomnienia.